Na początku kwietnia w moje ręce wpadł Pebble - prawdopodobnie najgłośniejsze przedsięwzięcie zrealizowane przy pomocy kickstarter.com, będącego obecnie synonimem crowdfundingu. Dwa miesiące później, mając czas na obycie się z zegarkiem i sprawdzenie jak się sprawdza w życiu codziennym, poproszony zostałem o podzielenie się swoją opinią na jego temat

Przede wszystkim Kickstarter to nie rozwiązanie dla niecierpliwych. Zegarki zamówiliśmy z kolegą tak dawno temu, że gdyby nie urząd celny, pewnie byśmy o nich zapomnieli, bo Pebble dotarł do nas po 10 miesiącach od finansowego wsparcia tego projektu. Obiecany termin wysyłki był kilkukrotnie przesuwany.

Kiedy już je jednak odebraliśmy, byliśmy pozytywnie zaskoczeni. Wszystkie rendery i zdjęcia prototypów nastawiły nas na produkt "amerykański", w mocno pejoratywnym znaczeniu - paskudny, wyglądający na miękki plastik. Plastik - mimo, że wyglądający na tani - po dwóch miesiącach dość intensywnej eksploatacji, wizytach na kamienistych plażach i kilku mocnych, przypadkowych uderzeniach w futrynę od drzwi - nadal trzyma się doskonale i nie ma na nim śladów rys. Także - na pierwszy rzut oka - chybotliwe przyciski, nadal działają bez zarzutu. So far, so good.

Wygoda korzystania pozostawia sporo do życzenia. Ponieważ jest to dość tanie urządzenie, poza wszelką dyskusją było zastosowanie ekranu dotykowego. Do dyspozycji mamy więc cztery wspomniane wcześniej chybotliwe przyciski. Niestety, umieszczone są w dość niefortunnych miejscach, są spore i wymagają większej, niż w innych urządzeniach które posiadam, siły by je wcisnąć. Normą jest więc wciskanie dwóch przycisków po przeciwnych stronach zegarka.

Samo oprogramowanie, zarówno w zegarku jak i w aplikacji dedykowanej dla iOS i Android, jest genialne w swojej prostocie, intuicyjne i kompletne. Czas zegarka synchronizowany jest z tym w telefonie, więc nie ma konieczności korygowania ewentualnych rozjazdów, informowani jesteśmy też o aktualizacjach oprogramowania, jeżeli takie istnieją. Update każdorazowo nie trwa więcej, niż 2 minuty i nie jest uciążliwy.

W czasie tych dwóch miesięcy, zdecydowanie najprzyjemniejszym "ficzerem" okazało się wyświetlanie wiadomości tekstowych (SMS i iMessage, możliwość włączenia powiadomień o nowych e-mailach) oraz informowanie o połączeniach przychodzących. Ani razu nie zdarzyło mi się, by umknął mi jakiś ważny dla mnie telefon lub wiadomość, także telefony i wiadomości które mnie nie interesowały nie wymagały ode mnie nerwowego szukania telefonu w kieszeni od kurtki lub spodni, bo po prostu świadomie je ignorowałem. Nie rozumiem jedynie możliwości odebrania telefonu przycikiem na zegarku który nie posiada mikrofonu - jeśli mam telefon w dłoni, odbiorę rozmowę przy jego użyciu, jeśli jednak mam na uszach słuchawki - odbiorę przy użyciu przycisku od zestawu słuchawkowego. W moim przypadku - a korzystam ze słuchawek bez mikrofonu - obydwie możliwości odpadały.

Wygodna jest możliwość zarządzania odtwarzaczem w telefonie z poziomu zegarka (w przypadku iOS testowałem standardowy odtwarzacz, Deezer i Soundcloud). Ponieważ chodzę w dżinsach a na telefonie mam sporą obudowę od Lunatik, próba wyciągnięcia go z kieszeni zawsze wygląda w moim przypadku żałośnie. Z pewnością ficzer ten docenią też osoby trzymające telefon w plecaku.

Poza zestawem dostępnych już funkcjonalności, urządzenie posiada niewątpliwy potencjał dalszego rozwoju. Akcelerometr, czujnik światła czy magnetometr to elementy specyfikacji które nadal pozostają niewykorzystane. Nadzieja w niezależnych developerach, dla których twórcy udostępnili niedawno otwarte SDK (http://developer.getpebble.com/).

Pebble to ciekawe urządzenie, sam sposób w jaki projekt został zrealizowany jest inspirujący. Niestety, istnieje kilka problemów, które sprawią, że potencjali nabywcy zastanowią się nad jego - i podobnym do niego smartwatchem - nieco dłużej.

Przede wszystkim, widać, że Pebble jest tani - wygląda jak typowy gadżet, więc jeżeli zegarek jest dla Ciebie częscią biżuterii, tożsamości, czymś, co planujesz nosić latami - szkoda Twoich pieniędzy. Oczywiście, wygląda efektownie, sama forma prezentacji czasu jest atrakcyjna, a ludzie z zaciekawieniem pytają o jego historię, jednak nie wyobrażam sobie, aby ktoś nosił go do marynarki, kiedy nawet nosząc go do koszuli wiedziałem, że jest z innej bajki.

Dodatkowo, samo urządzenie kilkukrotnie się wieszało (choć sam "restart" wykonywany jest automatycznie i szybko, ciężko też mówić w przypadku Pebble o utracie jakichkolwiek danych), a po każdym rozładowaniu konieczne jest uruchomienie aplikacji "Pebble" z poziomu smarfona, aby ustawić poprawną godzinę. Do samego czasu trzymania baterii ciężko się przyczepić (bateria pozwala na intensywne korzystanie z zegarka w moim przypadku przez 4 dni), a ładowanie jest uproszczone, bo zamiast standardowego kabla mini / micro-USB, zastosowano coś na wzór "Mag-Safe".

Podsumowując - Pebble to fascynujący przykład na to jak silny potrafi być crowdfunding i że produkt końcowy zrealizowany z pomocą spontanicznie angażujących się, przypadkowych osób, może dorównać produkowanym na szeroką skalę urządzeniom. Korzystając z niego nigdy nie miałem wrażenia, że korzystam z czegoś co tworzyli amatorzy, każdy znaleziony błąd traktowałem ze zrozumieniem, bo nigdy nie był oczywisty (zresztą, jako programista absolutnie rozumiem, że tego typu produkt doskonali się miesiącami). Jest to niestety gadżet i zastosowanie umiarkowanej ceny, które miało na celu dotarcie do szerszej grupy klientów, znalazło odbicie w jakości wykonania.

Obecnie Pebble nadal dostępne jest jedynie w opcji "pre-order". Ostateczna cena jednego zegarka po opłatach celnych to około 520 złotych (nasze zegarki kosztowały $125 + przesyłka).

Więcej zdjęć na naszym Flickr

Autorem recenzji jest Gabor Wnuk